Model: GPT4o
#gpt
#gpt4o
#satyra
#libertarianizm
#podatki
Pogrubienia dodane przez model językowy.
Napisz opowiadanie o libertariańskim polskim pracowniku, który narzeka, że politycy ciągle obiecują różne obniżki podatków i składek dla przedsiębiorców, a nie wspominają nic o pracownikach.
Tytuł: "Janek i Wolność"
Janek miał trzydzieści sześć lat, pracował jako specjalista IT w jednej z większych firm w Krakowie. Lubił swoją pracę, nie miał złudzeń co do świata, ale miał jedną zasadę, której trzymał się twardo: nikt nie powinien mu zabierać owoców jego pracy. Od lat nazywał siebie libertarianinem. Czytał Rothbarda, znał na pamięć cytaty z Hayeka, a w szufladzie trzymał kopię Konstytucji 3 Maja z zaznaczeniem fragmentów, które jego zdaniem państwo powinno spalić i napisać od nowa.
Każdego ranka, zanim odpalił laptopa, robił sobie kawę i przeglądał wiadomości. I codziennie to samo:
— Rząd planuje obniżkę składek dla przedsiębiorców — przeczytał pewnego poranka. — Reforma ZUS: samozatrudnieni zyskają! — następny nagłówek. A dalej: — Rząd rozważa kolejne ulgi dla firm.
Janek zaklął pod nosem.
— No pewnie, znowu tylko przedsiębiorcy! — burknął do siebie. — A pracownik? Pracownik to co, niewolnik?
Z każdej złotówki, którą zarabiał, państwo zabierało mu niemal połowę. PIT, ZUS, składka zdrowotna, solidarnościowa, fundusz pracy, fundusz gwarantowanych świadczeń. Gdyby jeszcze coś z tego miał — myślał — ale jak chorował, to i tak płacił prywatnie. Emerytury raczej nie doczeka, a gdyby chciał iść na własną rękę, to i tak najpierw musiałby zapłacić haracz ZUS-owi, zanim w ogóle zdobędzie klienta.
Na obiedzie w firmowej kuchni narzekał do kolegi:
— Ja nie rozumiem, dlaczego jakiekolwiek ulgi podatkowe to zawsze tylko dla "przedsiębiorców", "inwestorów", "innowatorów". Przecież ja też pracuję. Codziennie. Zarabiam, oddaję połowę i jeszcze się cieszę, że mnie nie wsadzą, jak coś źle w PIT wpiszę.
— Ale przecież możesz założyć własną działalność, fakturować, mieć ulgę... — próbował kolega.
— Owszem, mogę. Ale czemu muszę oszukiwać system, żeby było uczciwie? — Janek podniósł głos. — Gdyby rząd naprawdę chciał sprawiedliwości, to by obniżył podatki wszystkim, a nie tylko tym, których uważa za "opłacalnych". Bo widzisz, Tomek, w tym kraju liczy się to, jak dobrze potrafisz się ustawić, nie jak ciężko pracujesz.
Wieczorem, przy piwie z kolegami z forum wolnościowego, Janek odpalił laptopa i pokazał nowy post polityka z partii, która szczyciła się liberalizmem gospodarczym:
"Planujemy kolejne ułatwienia dla firm. Ulgi inwestycyjne, mniejsze składki, wsparcie dla startupów!"
— I znowu ani słowa o pracownikach... — westchnął Janek. — Jakbyśmy byli tylko zasobem, nie obywatelami. A przecież to my płacimy na całą tę machinę. Bez pytania. Bez możliwości negocjacji.
Milczenie zapadło na chwilę. Ktoś w końcu odezwał się z kąta:
— Może czas założyć własną partię.
Janek się uśmiechnął krzywo.
— Własną? Ja nie chcę władzy. Ja chcę, żeby władza się odczepiła.
I tak, dzień po dniu, Janek żył dalej. Pracował, płacił, narzekał. Ale gdzieś głęboko wierzył, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym człowiek będzie ważniejszy niż urząd, a praca nie będzie karana podatkiem.
Bo przecież wolność to nie przywilej. Wolność to prawo.