Model:
#gpt4o
#gpt
#urbanistyka
#puenta
#fajna_puenta
Napisz opowiadanie, w którym piekło okazuje się być świetnym miejscem urbanistycznym, gdzie łatwo dotrzeć na miejsce tortur pieszo, rowerem lub komunikacją publiczną. Z kolei niebo to urbanistyczny koszmar, gdzie wszędzie trzeba daleko lecieć w lodowatej przestrzeni.
Po śmierci Adam trafił przed dwoje wrót – jedne obite złotem, drugie z surowego, czarnego żelaza. Anioł, który go prowadził, wskazał na niebiańskie wrota i oznajmił, że oto czeka na niego wieczne szczęście w niebie. Miał jednak wybór – mógł też wybrać drugie drzwi. Adam, nie wiedząc, na co się decyduje, zapytał, co jest za nimi.
Anioł z lekceważeniem machnął ręką. „Ach, to Piekło, ale nie radzę, tam tylko cierpienie i ból.” Jednak po krótkiej chwili dodał: „Chociaż, hmm... słyszałem, że jeśli chodzi o urbanistykę, to całkiem tam przemyślany układ mają.”
Adam zmarszczył brwi. Niebo? Czy Piekło? Wahał się, ale ciekawość wygrała. „Wejdę do piekła na chwilę, zobaczę, jak to wygląda,” powiedział w końcu.
Wszedł przez czarne wrota i... zdębiał. Spodziewał się ogni, smrodu siarki, skowyczących dusz. Zamiast tego znalazł się w eleganckim, ale przytulnym miejscu. Ulice były szerokie, chodniki gładkie, a wszędzie widać było ścieżki rowerowe i zielone przestrzenie. Ludzie – a raczej dusze – przechadzali się swobodnie, rozmawiając w cieniu drzew. Nad ulicami sunęły elektryczne tramwaje, eleganckie i ciche, a wszędzie widniały czytelne oznaczenia przystanków i mapy.
Podszedł do najbliższej osoby, której twarz promieniowała czymś, co mogło być uznane za... spokój? „Przepraszam,” zagadnął, „Czy to jest Piekło?”
„Oczywiście,” odparła z uśmiechem. „Witaj. Jeśli szukasz miejsca na dzisiejsze tortury, to najlepiej pieszo. Albo możesz wypożyczyć rower – systemy są zintegrowane, a stacje są wszędzie.”
„Tortury?” powtórzył Adam, nieco zmieszany.
„Och, tak, każdy musi odbyć swoje cierpienie, ale przynajmniej można tam dotrzeć szybko i wygodnie,” odparła dusza. „Kolejki są sprawnie zarządzane, a godziny otwarcia... no cóż, są elastyczne.”
Adam ruszył dalej, wciąż nie mogąc uwierzyć, że tak dobrze to wszystko wygląda. Tortury były przewidziane, ale nikt nie wydawał się nieszczęśliwy. Najwyraźniej piekielna biurokracja doprowadziła do perfekcji system planowania przestrzennego. Jak na ironię, zorganizowane piekło było znacznie bardziej przyjazne do życia – o ile można to tak nazwać – niż jego własne miasto za życia.
Postanowił jednak sprawdzić, jak wygląda życie w niebie, więc powrócił do wrót i przestąpił próg niebiańskich bram.
Tu zderzył się z lodowatym powiewem wiatru. Spoglądając przed siebie, nie mógł zobaczyć nic poza rozległą, błękitną przestrzenią. Wszystko było... daleko. Miasta unoszące się gdzieś w oddali przypominały oddalone o lata świetlne punkciki. Przystanek autobusowy – jeśli można było to tak nazwać – wyglądał jak staroświecka, niewygodna ławka dryfująca w przestrzeni. Żadnej komunikacji miejskiej, żadnych ścieżek rowerowych, nie mówiąc już o chodnikach.
Po chwili dotarł do niego anioł, który z uśmiechem wyjaśnił: „Witamy w niebie. Musisz teraz udać się do swojego miejsca wiecznego spokoju. Masz kilka opcji: możesz poczekać na rzadko kursujący chmurowóz, co zajmie kilka dni, albo spróbować znaleźć portal, ale te są nieprzewidywalne.”
„Jak mam się tam dostać pieszo?” zapytał Adam.
Anioł roześmiał się delikatnie, jakby to była najzabawniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszał. „Pieszo? W niebie? Tu wszyscy przemieszczają się na wielkich dystansach! Przecież to nieskończona przestrzeń! Właściwie... nie ma chodników.”
„Nie ma chodników?!” Adam spojrzał na zimną, nieprzyjazną pustkę, a jego żołądek zadrżał z niepokoju.
„Oczywiście, że nie. Tu nikt nie potrzebuje chodników, wszyscy latają, dryfują... no, czasami przez setki lat. Ale nie martw się, przyzwyczaisz się.”
Po kilku godzinach czekania na chmurowóz Adam zrozumiał, że „przyzwyczaić się” wcale nie znaczy „polubić”. Zimno przeszywało go na wskroś, a nieskończone odległości wydawały się przytłaczające. Wszyscy, których mijał, wydawali się dziwnie wyalienowani, a nadmierne przestrzenie sprawiały, że człowiek czuł się niczym zaginiony w lodowatej otchłani. Złote pałace? Owszem, ale w takim oddaleniu, że nie było sensu nawet o nich marzyć.
Po kilku próbach przedostania się do jakiejkolwiek interesującej części nieba, Adam zrezygnował. „Wracam do piekła,” powiedział sobie cicho.
Kiedy znów przekroczył czarne wrota, przywitał go ciepły, znajomy powiew wiatru i ciche brzęczenie tramwajów. Na ulicach gwar rozmów, ludzie spokojnie spacerujący z kubkami kawy w rękach, a na skrzyżowaniu nowa stacja wypożyczania rowerów. Adam odetchnął z ulgą.
„Witaj z powrotem,” usłyszał znajomy głos. To była ta sama dusza, którą wcześniej spotkał. „Jak ci się podobało w niebie?”
Adam spojrzał na nią i uśmiechnął się słabo. „Wolę być torturowany blisko domu.”