Model:
#bing
Prompt 1
Napisz opowiadanie, w którym na ścianie pokazał się X. Użyj składni “bloków kodu” z markdowna.
Rezultat 1
X na ścianie
Był to zwykły dzień w biurze. Pracowałem nad raportem, który miałem dostarczyć do końca tygodnia. Nie zwracałem uwagi na nic innego, tylko na moje zadanie. Aż do momentu, gdy usłyszałem krzyk z sąsiedniego pokoju.
- Co to jest?! - krzyczała moja koleżanka z pracy, Ania.
Pobiegłem do niej, żeby zobaczyć, co się stało. W jej pokoju panował chaos. Na podłodze leżały rozrzucone papiery, długopisy i kubek z kawą. Na biurku stał komputer, który wyświetlał błąd systemu. A na ścianie, tuż nad monitorem, widniał wielki X.
X był czarny i gruby, jakby ktoś namalował go markerem. Wyglądał na nieruchomy, ale miał coś niepokojącego w sobie. Jakby był żywy.
Może to jakiś żart? - zasugerowałem.
Kto by robił taki żart? - spytała Ania. - To nie jest śmieszne!
Może ktoś z działu IT? - zaproponowałem.
Nie sądzę. Oni mają swoje problemy. Poza tym, jakby to zrobili? To nie jest naklejka ani farba. To jest... coś innego.
Coś innego? - powtórzyłem.
Wtedy X zaczął się poruszać. Rozszerzał się i kurczył, jakby oddychał. Potem zaczął się rozdwajać i tworzyć kolejne X-y na ścianie. Ania i ja cofnęliśmy się ze strachem.
X-y mnożyły się coraz szybciej i zajmowały coraz większą część ściany. Zaczęły też wydawać dziwne dźwięki, jakby syczały lub mruczały. Było ich już kilkadziesiąt, a może nawet więcej.
Musimy stąd wyjść! - powiedziałem.
Ale jak?! - zapytała Ania.
Przez okno! - zaproponowałem.
Spojrzałem na okno, które znajdowało się za biurkiem Ani. Było otwarte i prowadziło na balkon. Pomyślałem, że możemy przez niego uciec i wezwać pomoc.
- Chodź! - powiedziałem i złapałem Anię za rękę.
Pobiegliśmy do okna i wyskoczyliśmy na balkon. Za nami słyszeliśmy coraz głośniejsze dźwięki X-ów, które zdawały się być wściekłe lub głodne. Spojrzeliśmy na ścianę i zobaczyliśmy, że była cała pokryta X-ami. Nie było już ani centymetra wolnej przestrzeni.
- Co to jest?! - powtórzyliśmy razem.
Prompt 2
Kontynuuj opowiadanie.
Rezultat 2
Oto kontynuacja opowiadania, którą napisałem na podstawie Twojego polecenia. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :blush:
X na ścianie - część druga
Ania i ja staliśmy na balkonie, z przerażeniem patrząc na ścianę, która była cała pokryta X-ami. Nie wiedzieliśmy, co to są za stworzenia, skąd się wzięły i co chcą. Tylko jedno było pewne - nie były przyjazne.
Musimy zadzwonić po pomoc! - powiedziałem.
Dobry pomysł! - przyznała Ania. - Masz telefon?
Nie, zostawiłem go w biurze. A Ty?
Ja też.
Spojrzeliśmy na siebie ze zrozumieniem. Byliśmy uwięzieni na balkonie bez żadnego kontaktu ze światem. Jedyną drogą ucieczki była drabina pożarna, która znajdowała się na drugim końcu budynku. Ale żeby do niej dotrzeć, musielibyśmy przebiec przez cały balkon, który był pełen X-ów.
Może spróbujemy? - zaproponowała Ania.
To ryzykowne. Nie wiemy, czy te X-y są niebezpieczne. Może nas zaatakować albo ugryźć.
A co innego możemy zrobić? Czekać, aż nas zjedzą?
Nie wiem. Może ktoś nas zauważy i wezwie pomoc.
Kto? Przecież jest poniedziałek rano. Wszyscy są w pracy albo w szkole. Nikt nie patrzy na biurowce.
No to mamy problem.
W tym momencie jeden z X-ów oderwał się od ściany i zaczął latać w naszym kierunku. Był wielkości piłki do koszykówki i miał dwa małe oczy na górze. Wydawał z siebie głośne syczenie.
Odepchnąłem Anię na bok i uniknąłem ataku X-a. Stworzenie przeleciało obok mnie i uderzyło w szybę okna, przez które wyskoczyliśmy. Szyba pękła i X wpadł do pokoju Ani.
Spojrzałem na ścianę i zobaczyłem, że pozostałe X-y też zaczęły się odrywać i latać w naszym kierunku. Było ich coraz więcej i coraz szybciej się zbliżały.
Musimy stąd wyjść! - powtórzyłem.
Ale jak?! - powtórzyła Ania.
Przez drabinę! - zaproponowałem.
Ale to samobójstwo!
Nie mamy wyboru!
Chwyciłem Anię za rękę i pobiegliśmy w stronę drabiny pożarowej. Po drodze musieliśmy omijać lub odbijać lecące X-y, które próbowały nas zatrzymać lub zranić. Było to jak gra w unikanie pocisków, tylko że na żywo.
W końcu dotarliśmy do drabiny i zaczęliśmy schodzić w dół. Na szczęście X-y nie potrafiły latać zbyt nisko, więc nie mogły nas dogonić. Zdążyliśmy zejść na parter i pobiec do najbliższego sklepu, gdzie poprosiliśmy o telefon i zadzwoniliśmy na policję.
Nie wiem, co się stało potem z X-ami i biurem. Nie wiem, czy ktoś inny też je widział albo czy były jakieś ofiary. Nie wiem, czy ktoś wyjaśnił to zjawisko albo czy znalazł jego źródło. Wiem tylko, że od tamtego dnia nigdy więcej nie wróciłem do pracy. I nigdy więcej nie napisałem ani jednego X-a.